Gmyz: Będę miał satysfakcję, gdy wyjdzie na jaw, co wydarzyło się w Smoleńsku
Mija jedenaście lat od tragedii smoleńskiej. Czy można stwierdzić, w którym miejscu jesteśmy jeśli chodzi o śledztwo w tej sprawie?
Cezary Gmyz: To, co można było zrobić przez ostatnie sześć lat, zrobiono. Zwrócono się do międzynarodowych laboratoriów o wykonanie ekspertyz. I te ekspertyzy potwierdziły na wraku tupolewa ślady substancji, takich jak trotyl, czy heksogen. Nie jest to wielkie zaskoczenie, ale potwierdzenie tego, co wiedzieliśmy już kilka lat temu. Natomiast problemem jest, że przedstawiciele Federacji Rosyjskiej robią wszystko, by nie udostępnić stronie polskiej dowodów w śledztwie. Chodzi na przykład o wrak, ale nie tylko – także na przykład o rozmowy z wieży. Znane są jedynie rozmowy kontrolerów z pilotami, nie znamy natomiast poleceń, jakie padały, ani rozmów między kontrolerami, gdyż stosowne nagranie zaginęło.
Jak bardzo wpływa to na śledztwo?
Ich brak utrudnia, albo nawet uniemożliwia przeprowadzenie śledztwa. I być może dojdzie do sytuacji, w której trzeba będzie to śledztwo zawiesić. Przynajmniej do zmiany władzy na Kremlu. Dopóki prezydentem będzie Władimir Putin, dopóty żadne dowody nie będą stronie polskiej przekazywane, a władze Federacji Rosyjskiej nie będą pomocne, delikatnie mówiąc, w prowadzeniu śledztwa.
Dziewięć lat temu napisał Pan głośny tekst o trotylu na wraku tupolewa. Spotkał się on z mocną krytyką, Pan stracił pracę, a redakcja "Rzeczpospolitej" de facto została zniszczona. Czy dziś odczuwa Pan satysfakcję z faktu, że zagraniczne laboratoria potwierdzają informacje z tamtego tekstu?
Nie czuję satysfakcji, bo ani razu przez ostatnie dziewięć lat nie wątpiłem, że w 2012 roku napisałem prawdę. Byłem o to spokojny. Natomiast faktycznie straciłem pracę, z „Rzeczpospolitej” odeszło wielu dziennikarzy, trudno przeboleć też fakt, że niedługo potem zniszczono najlepszy wówczas tygodnik opiniotwórczy w Polsce, czyli „Uważam Rze”, trudno mówić więc o zadowoleniu. Owszem, obecność trotylu została potwierdzona. Prawdziwą satysfakcję odczuję wtedy, gdy zostanie ujawniona cała prawda o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku.